środa, 22 kwietnia 2009

Terroryzm dawniej i dziś, micro chipy jutra oraz kompot

We wtorek na KULu odbyło się zorganizowane przez katedrę filozofii kultury sympozjum pod tytułem "Terroryzm dawniej i dziś". Konferencję pilnie filmowały kamery telewizji Trwam, więc jeśli kogoś nie było, i z żalu nie może dojść do siebie, to pocieszę, że nic straconego. Retransmisję z tego spotkania obejrzy sobie w tym, jak powiedział jeden z kulowskich profesorów, ostatnim w polskich mediach bastionie prawdy.

Na sympozjum wybrałem się żeby odpocząć od całkowania, ale o tym innym razem. Spodziewałem się analiz źródeł terroryzmu, od religijnych po polityczne oraz sugestii, jak sobie radzić z tą plagą, jednak to, czego się dowiedziałem, wprawiło mnie w lekkie osłupienie. Moja stronnicza i krzywdząca interpretacja wniosków płynących z tej imprezy jest następująca: nasza jest prawda i to święta rzymskokatolicka prawda. A każdy kto tę prawdę neguje, jest sługą Szatana, pomiotem nowej lewicy, moralnym degeneratem i ateistą, czyli po prostu złym człowiekiem, który na dokładkę w ogóle nie zna filozofii klasycznej. Profesorowie z Polski i zagranicy otwarcie nawoływali do powrotu do średniowiecza, gdzie kościół cieszył się powszechnym poważaniem i bezkrytyczną miłością, a każda naukowa nowinka zanim została podana do publicznej wiadomości, musiała dostać błogosławieństwo oświeconej Inkwizycji obeznanej w meandrach Pisma. A że dzisiaj to księga nauk przyrodniczych dyktuje nam, co jest prawdą, a co nie, z bezczelnym pominięciem obiekcji katolików, więc nic dziwnego, że jest terroryzm. Ten sam błąd popełniają również Muzułmanie, nieopatrznie zaglądając do Koranu, zamiast do Biblii, która przecież wyraźnie mówi co i jak.

Tak więc lekarstwo na wszelkie zło tego świata jest oczywiste. Jest nim kościół katolicki. W pewnym momencie jakiś staruszek zauważył, że istnieje przecież jeszcze oczywistsze lekarstwo na terroryzm: wystarczy po prostu zdać się na Boga żywego (na marginesie, Nietzsche mógłby pokazać, dlaczego to niemożliwe). Wreszcie na koniec do mikrofonu podeszła nobliwa staruszka, by dołożyć łyżkę dziegciu do tej powszechnej zgody, i wyraziła pretensję, że czemuż to szanowni prelegenci nie powiedzieli nic a nic, o już całkiem największym terrorystycznym zagrożeniu współczesnego świata, czyli o wszczepianych ludziom micro chipach? Czy profesorowie na prawdę nie wiedzą, jaka to tragedia żyć z takim micro chipem? - Pytała z przejęciem starsza pani. A profesorowie faktycznie nie wiedzieli, ale po ich minach było widać, że się owych micro chipów nieźle przestraszyli. Miałem nawet przez chwilę wrażenie, że są skłonni skombinować sobie E-metery, do mierzenia stężenia Thetanu w ciele i założenia fanklubu Toma Cruisa.

Jakiś czas temu gościł na KULu Wojciech Cejrowski, i chociaż jego programy przyrodnicze oglądam zawsze z niegasnącym podziwem, to w swoim występie na żywo, przynajmniej moim zdaniem, ów Cejrowski po prostu oszalał. Media rozpisały się już dosyć o jego potępianiu homoseksualistów, mnie jednak uderzyło coś zupełnie innego - niewiarygodna wrzaskliwość. Ta wrzaskliwość w połączeniu z jawnym faszyzowaniem dała piorunujący efekt. O ile w swoich książkach Cejrowski pokazuje imponujący wręcz szacunek dla ludzkich dziwactw, to na żywo kipiał nietolerancją dla wszystkiego co niekatolickie. Nie sądzę by to ta, skądinąd katolicka, uczelnia tak sfiksowała Gringo wśród dzikich plemion. Przyczyn obłędu WC, z braku laku, dopatruję raczej w ogólnej atmosferze zmieniającego się ducha czasów. Duch ten prowadzi nas ku nowoczesności. Nowoczesności, w której aby pobudzić do ciekawości uzależnione od internetu zombie, trzeba wciąż zwiększać dawkę aplikowanych bodźców.

Młodziakowie byli nowoczesną rodziną, co wie każdy ferdydurkista. W takim nowoczesnym świecie wszelka przesada staje się cnotą, chociaż niezwykle delikatną i kruchą, o czym również mieli okazję przekonać się rodzice Pensjonarki. Jeden krok za daleko i wizjoner futurysta spada na łeb na szyję z piedestału modernizmu w brutalną rzeczywistość, odprowadzany przez publikę salwami śmiechu. Mamusia, jak powiedział był gombrowiczowski Józio. W przesadzie należy zachować umiar. Nawet komunistyczni cenzorzy doskonale zdawali sobie z tego sprawę, blokując przezornie te publikacje, których autorzy zbyt entuzjastycznie rozpisywali się o urokach socjalizmu. Przesada to domena jajcarzy. Robi się więc straszno, kiedy ktoś przegina na serio.

Najgorsze jest to, że wszelka skrajność to koń w ciągłym galopie. Nie można być zbyt radykalnym, bo zawsze pojawia się w końcu ktoś z jeszcze radykalniejszym pomysłem, przesuwający ostatnie skraje skrajności o kolejne centymetry. Wystarczy się rozejrzeć. W końcu to Palikot jest politykiem roku, a Doda artystką wszech czasów. A Michał Figurski tak się już rozbrykał, że dla hecy nazwał prezydenta niedorozwojem. Co tam micro chipy...

Adamie nazwij świat jeszcze raz

postchrist deux ex machina
new age mental medicine



na zwłokach boga jak na żyznej glebie
kwitnie kosmos możliwości
teraz możesz być
lub nie

możesz

wyhodować boga na swoje podobieństwo
i ulokować w nim kapitał moralności
w kościele wypłacisz rozgrzeszenie
na wypadek życia wiecznego

możesz też napisać nową ewangelię
z której wycofasz się pod karą grzywny
i wystąpisz w reklamie

możesz się śmiać z niego
gdy buduje statek
i wypatruje burzy