czwartek, 30 kwietnia 2009

Idź, zapytaj Alicję

Są rzeczy na niebie i ziemi, które się nie śnią niedoszłym magistrom filozofii, gdyż przyprawiają ich o bezsenność. Jednych wpędza w delirium wysiłek zrozumienia filmów Lyncha, inni rzucają się z mostu po próbie pojęcia nieskończoności na przykładzie Mody na sukces, natomiast mnie osobiście o rozstrój żołądka przyprawia zagadnienie wolnej woli. Czy człowiek jest wolny, czy jest wolny? - Z masochistycznym uporem dopytują się metafizyczni spekulanci. Nie, rzuci ze znudzeniem determinista. Człowiek nie jest wolny, gdyż skrupulatna analiza łańcucha przyczyn i skutków ujawni nam zamknięty system nieświadomych akcji i nieuniknionych reakcji na fizyczne bodźce. A jeśli twierdzisz inaczej, to powodzenia w absurdalnym świecie indeterminizmu, głąbie. Tam, gdzie nic nie ma swojej przyczyny, panoszy się chaos, wprowadzając totalny bezwstydny ontologiczny burdel. Ale może można pogodzić determinizm z wolną wolą? - Drążą ci co bardziej dociekliwi, otwierając tym samym furtkę dla subtelniejszych propozycji. Można, odpowie więc zwolennik kompatybilizmu. Człowiek, mimo determinacji biologicznej, jest w stanie zdobyć się na wolne akty swojej woli, jeśli nic ani nikt mu w tym nie przeszkodzi. A w głowie sceptyka wciąż kiełkują wątpliwości. Może, a może wcale nie może? A jeśli może, to dlaczego? Bo istnieje w człowieku coś, co mu umożliwia wybór pomiędzy alternatywnymi możliwościami, powiedzą libertarianie. Dusza ludzka, proprium, jakieś ja, jakieś coś, najlepiej dane od Boga. Dzięki temu kamień jest poruszony przez kij, kij przez rękę, ręka przez mięśnie, mięśnie przez impulsy nerwowe, impulsy przez mózg, a mózg przez... przez coś metafizycznego. Jeśli kogoś to zadowala, to niech spada. Ja już odczuwam rozstrój żołądka.

Związki frazeologiczne w naszym języku ujawniają czasem zaskakujące cechy ludzkich umysłów. Mówi się na przykład, że ktoś "żywi przekonanie". Zawsze mi się wtedy ciśnie na usta pytanie, czym on to przekonanie żywi? Co jest karmą? Chciałoby się odpowiedzieć, że tą intelektualną strawą, ucztą ducha jest filozofia i sztuka. Nic bardziej mylnego. Mało ludzi myśli, ale każdy chce mieć własne zdanie, powiedział był kiedyś George Berkeley. Dziś karmi nas telewizja i internet, proponując bezbolesne, łatwe odpowiedzi, lub religia, sprzedająca ludziom niezachwianą pewność i spokój ducha po odpustowych cenach.

Ostatnio, wraz z troską o świńską grypę, jak i przy okazji każdej innej tragedii okraszonej żałobą narodową, zdroworozsądkowi cynicy przypominają o stałej grupie pokrzywdzonych, o których się zwykle nie wspomina. To właśnie ofiary wypadków drogowych są wyciągani zawsze jako statystyka i antyteza dla ogłaszanej żałoby, jako ci co ucierpieli, a o których się bezczelnie milczy. Tylko wtedy się o nich pamięta. Mówi się nawet, że gdyby WHO ustaliła nową jednostkę chorobą, np "drogową grypę", obejmującą tych, którzy zginęli w wypadkach samochodowych, okazałoby się, że tygodniowo taki bakcyl uśmierca tysiące ludzi na całym świecie. Jest to zjawisko tak częste, że najwidoczniej już nam zupełnie spowszedniało. Dlatego dziennikarze modlą się o nowe, spektakularne tragedie, a my boimy się tego, czym nas nastraszą. Później leczymy się tym, co pokaże telewizja lub przekaże od Boga ksiądz z ambony. Fallow the leader. Wydaje się, że sami zrzekliśmy się naszej wolności, mimo, iż jesteśmy wciąż odpowiedzialni przed sądem. Zachowujemy przyjemne urojenia z konieczności. W naszych duszach jest dziura, którą próbujemy czymś wypełnić. Bierzemy gotowe odpowiedzi zamknięte w kolorowych pigułkach i spokojnie kładziemy się spać.