czwartek, 7 kwietnia 2011

Praktyki smoleńskie

No nie mogę się powstrzymać. Smoleńsk. Wiem, wiem. Ale nie chodzi mi o odgrzewanie starych, mielonych kotletów, chociaż na pierwszy rzut oka tak może się wydawać. Dzisiaj trochę z innej beczki. Na pewno pamiętacie newsy o czterokrotnym podchodzeniu do lądowania, pijanym generale w kokpicie (każdy lekarz powie, że organizm po śmierci wytwarza alkohol i nawet promil alkoholu we krwi o niczym nie świadczy), fałszywe cytaty o lądujących "debeściakach" itd. I to wszystko już od pierwszych informacji o katastrofie - czy nie jest ciekawe, że wypływało tylko to, co w jakiś sposób mogło skompromitować Kaczyńskiego i jego ekipę? Uprzedzam - to nie będzie post pro pisowski - nie dla psa kiełbasa. Polecam.

Zgadzam się z opinią zdroworozsądkową odnośnie katastrofy w Smoleńsku, która brzmi mniej więcej tak: na drogach dziennie ginie więcej osób, a nikt nie robi wokół tego takiego szumu. To prawda. Fakt, że zginęły osoby publiczne tego nie usprawiedliwia - nawet po śmierci Michaela Jacksona ogólnoświatowy "cyrk" trwał krócej. W tym wypadku jednak o wiele bardziej niż żałoba, liczą się konsekwencje. W przypadku polityki jakość każdej konsekwencji mierzona jest słupkami poparcia, czyli władzy, co w dalszej perspektywie sprowadza się do pytania, kto straci, a kto zyska na katastrofie?

Słuszne oburzenie dopada naród, gdy PiS jedzie po trupach do celu. Ale polityk musi być cynikiem - musi przed kamerami umieć się rozpłakać i oburzyć nawet z powodu najmniejszej pierdoły - widzowie, przyzwyczajeni do narracji telenowelowej, po prostu to lubią. Gdyby polityk mówił to, co myśli i robił to, co jest racjonalne (zwróćcie uwagę, że wierzę tutaj naiwnie w intelekt polityków stłamszony okrutnie przez ogłupiony motłoch), to by się pożegnał ze stołkiem - jak powiedział był kiedyś Tomasz Lis na żywo - widzowie wybaczą wszystko, oprócz poważnego traktowania. Małe przyjemnostki dla maluczkich, żeby mieli zajęcie i się nie stresowali. Trzeba się z tym pogodzić - dopóki wyborcza większość (a faktycznie - rządząca mniejszość) dyktuje reszcie normy i gusta, opór nie ma sensu. Uroki demokracji.

Wszyscy widzieliśmy w mediach "fanatyków pod krzyżem". A widzieliście masy ludzi, którzy przyszli się z tych "fanatyków" nabijać? Wielokrotnie można było usłyszeć, że młodzi ludzie zebrani na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie, chcą pokazać jacy są nowocześni, ironiczni i sceptyczni wobec katolandu - ale co ciekawe, kamery jakoś niechętnie te otwarte masy filmowały - młodych ludzi popychających, szarpiących, naśmiewających się z rozmodlonych staruszków. Albo skandujących hasła przeciwko pochówkowi na Wawelu, wśród królów (zapewne byli to monarchiści - chociaż zważywszy na oskarżenia Kaczyńskiego o zapędy dyktatorskie, to wybór chyba był trafny) - nowoczesność i otwartość w praktyce? Raczej brak symetrii.

Było jasne, że PiS na katastrofie może zyskać, jeśli odpowiednio tym zagra, bo przecież życie to gra, jakby nie było to cyniczne i oburzające. Ale czy nie jest równie oburzające, że pewne "polityczne siły" od początku próbowały ośmieszyć i skompromitować Lecha Kaczyńskiego oraz ludzi, którzy gromadzili się pod pałacem by protestować przeciwko opieszałości śledztwa? Przecież wiadomo, że jak PiS by zyskał, to ktoś inny by stracił. Więc Tusk pędził na miejsce katastrofy, żeby jako pierwszy przed Jarkiem i przed kamerami przytulić się z Putinem. Cyniczne? Polityka. Pragmatyzm.



System Of A Down - Toxicity przez Jet9009