niedziela, 7 lutego 2010

Mów mi Joe

Ostatnio przechodziłem przez piekło, a wiem co mówię, bo doświadczyłem już w życiu niejednego. Miałem świnkę, różyczkę, a nawet operację przepukliny w wieku czterech lat, jednak wciąż nieodmiennie rozkłada mnie na łopatki zwykły - wydawać by się mogło - katar. Z zatkanym nosem nie mogę spać, a gdy już jakimś cudem zasnę, jawa miesza mi się ze snem i budzę się w środku nocy zachodząc na przykład w głowę, jak ma na imię moja druga siostra - a mam tylko jedną siostrę! Innym razem wydaje mi się, że jestem dwiema osobami, które zaciekle kłócą się o to, która z nich ma rację. Jak Edward Norton w filmie Fightclub. Jak Al Pacino w Bezsenności. Męczarnie. Obłęd. Strefa mroku. Martwa strefa. Opowieści z krypty. Mój pies nie ułatwia mi sprawy, chociaż wierzę w jego dobre intencje, że tylko pragnie ogrzać mnie swoim kudłatym cielskiem i dodać otuchy w trudnych chwilach ciężkiej choroby. Ale jak tu okazywać wdzięczność, gdy nagle opada ci na brzuch pięćdziesięciokilogramowy sierściuch, wbijając w bok pazury i ściągając z ciebie kołdrę?

Dziwnym trafem katar, który od tygodnia pogrążał mnie powoli, lecz nieubłaganie, w odmętach szaleństwa, przypomniał mi sytuację sprzed kilku miesięcy, dotyczącą ewentualnego zdjęcia krzyży w szkołach. Dyrektor jednego z liceów zorganizował uczniom debatę na ten temat, co profesor Legutko skwitował stwierdzeniem, że "rozpuszczone smarkacze" robią zadymę. Gdy męczy mnie katar mam wszystko w nosie więc nie będę się rozwodził nad tym, co o tym wszystkim myślę, ale uczniowie poczuli się dotknięci taką opinią i pozwali profesora do sądu za zniesławienie. Wciąż zachodzę w głowę, w jaki sposób sąd ma zamiar zbadać stopień stężenia lub zasmarkania owych licealistów... Nieważne.

Na marginesie muszę wspomnieć, że mój rozpieszczony kundel, o tradycyjnym pieskim imieniu - Lecter - owinął sobie cały dom wokół kudłatego ogona. Ktoś, kto nigdy nie miał psa, nigdy nie zrozumie, jak wiele potrafi wnieść swoją obecnością taki sierściuchowaty śmierdziuch. Ile emocji może wywołać trzęsący się w łazience ze strachu dupcioch, gdy na zewnątrz strzeli piorun lub wybuchnie petarda. No i nic nie zastąpi wyjścia z psem na dwudziestostopniowy mróz o trzeciej w nocy (nad ranem?), gdy nagle zachciało mu się siku. No ale to na marginesie.

Jak mówiłem, niejednego już w życiu doświadczyłem. Niejedno też czytałem, a muszę przyznać, że czytałem w życiu mnóstwo książek, nie wiem, gdzieś z piętnaście. Niejedno też widziałem, walcząc na wszelkich frontach jakie tylko może zaoferować współczesny przemysł gier komputerowych. Ba, zaliczyłem na 4 analizę matematyczną. Tak więc wiem co mówię, gdy mówię, że katar jest najgorszy. Hej.