czwartek, 19 sierpnia 2010

Uznaj to, uznaj

Gdy wydawało się, przynajmniej mi, że we współczesnej Polsce o imponderabilia potrafią drzeć koty jedynie piłkarscy pseudokibice, pięć lat temu niespodziewanie, chociaż zgodnie z heglowską dialektyką dziejów, komuchów wyparło PiS i stało się jasne, przynajmniej dla mnie, że nie każdy jest zadowolony z przemian, jakie dokonano w naszym kraju po 1989 roku. Zdałem sobie wtedy sprawę, że po pierwsze, nie mam pojęcia, co słychać na świecie, mimo, iż doskonale wiem co nowego u Lubliczów, oraz coś chyba kiepsko uważałem na lekcjach historii, bo nagle ze zdumieniem słucham ludzi, którzy wbrew temu co napisano w podręcznikach, kwestionują osiągnięcia okrągłego stołu albo oskarżają Wałęsę o współpracę z SB - a ja, co ciekawe, zaczynam im wierzyć. Chociaż, może nie jest to aż tak bardzo ciekawe, bo ja raczej z tych łatwowiernych.

Tak czy siak, ciężko podejrzewać mnie o jakieś sprecyzowane poglądy polityczne. Swego czasu zaczytywałem się w publikacjach Łysiaka, Ziemkiewicza czy Korwin-Mikkego, więc ci, którzy kojarzą tych autorów, mogą z grubsza przewidzieć, jaki to mogło mieć wpływ na mój sposób postrzegania świata - determinizm, hej. Jednak czasami, gdy nie mogę zasnąć, a awaria serwera pozbawiła mnie dostępu do sieci, wypełniam swe myśli nadzieją, że zachowuję sceptyczny dystans wobec treści wyciekających z mediów - wprawdzie po obejrzeniu pierwszej lepszej reklamy zaczynam łaknąć i pragnąć tego, co mi tam pokazali, ale gdy błąkam się później między półkami w Tesco, to przynajmniej zachowuję pełną świadomość, że jestem bezwstydnie zmanipulowany, i gdy kupuję te wszystkie niepotrzebne mi bzdety, cierpię straszliwe katusze.

Tak więc gdy ostatnio, snując się bezmyślnie po Tesco, utknąłem w dziale RTV, moją uwagę przykuła obrona krzyża w jakości HD, i poprzez zalew śmiechów i chichów w dolby surround, dotarło do mnie, że są miejsca w Polsce, gdzie wciąż jeszcze toczy się walka na śmierć i życie o prestiż. O uznanie, które nie polega na zakupie mieszkania na strzeżonym osiedlu, ale przejawia się w niewidzialnej, niematerialnej sferze wartości. A jakby powiedział Hegel, nie zrozumiemy tego my, spadkobiercy brytyjskiego empiryzmu Locka, bezpieczni i drżący ze strachu przed gwałtowną śmiercią - są sprawy nie-z-tego-świata dla których życie warte jest poświęcenia.

W całodobowym supermarkecie, między mrożonkami a pampersami, gigantyczna płaska plazma wyświetlała starców miotających wyzwiska - fanatycy, komentowali ludzie obładowani zakupami. Modlą się dzień i noc. A wokół moherów wesoła gromada młodzieży uzbrojona w inteligentną ironię - okrzyki i przedrzeźnianie modlących wymieszane z salwami śmiechu. Co któremu staruszkowi puszczą nerwy, zaraz obskakują go dziennikarze - może powie coś "mocnego" o Żydach, spisku, prezydencie i UB? Wariaci - daje do zrozumienia przejęta prezenterka TVN24. I chociaż niektórzy ludzie mają prawo się gromadzić i protestować - górnicy palili opony, geje maszerowali przez miasto manifestując swoje preferencje seksualne, przejście graniczne okupowali swego czasu nawet przemytnicy papierosów, to nie każdy zyska sympatię mediów. Gdy pod pałacem prezydenckim protestują staruszkowie, modląc się namiętnie, to czy tylko ja mam wrażenie, że w naszym społeczeństwie publiczne odmawianie różańca albo śpiewanie pieśni religijnych jest strasznym obciachem? Co za obciachowi protestujący!

Obciachowi protestujący odsłaniający słabość państwa słusznie budzą śmiech. Gdy czarne skrzynki prezydenckiego samolotu wciąż tkwią w Rosji, pomimo kolejnych upomnień ze strony polskiej prokuratury, bezsilny chichot wydaje się zdrową reakcją. Gdy gromadka staruszków wyraża swoje niezadowolenie z opieszałości śledztwa, niedbałości urzędników i podejrzanego zachowania monopartyjnego rządu względem "krzyżowców", trudno zachować powagę - ogólna wesołość jest zbyt zaraźliwa. Co prawda od czasu do czasu ktoś wysnuje podejrzenie, że cała ta afera to cyniczny, piarowo-peowcowy zabieg, by przy okazji najbliższych wyborów straszyć Polaków obrazkami fanatycznych pisowców-krzyżowców, a w międzyczasie w miarę bezboleśnie podnieść podatki, ale nie dbajmy o to. Uznanie? To niepotrzebne psucie dobrego nastroju.