wtorek, 11 czerwca 2013

A na filozofii to uczą myśleć i w ogóle

Raz na jakiś czas z woli własnej lub zupełnym przypadkiem kilku filozofów zbiera się w jednym miejscu by zagrać stary, sadomasochistyczny kawałek, który leci mniej więcej tak – czemu nikt nas nie chce słuchać? Czy nikt nas nie słucha, ponieważ nikogo nie obchodzi, co mamy do powiedzenia, czy też z powodu naszego wyrafinowanego języka? A może dlatego, że oprócz nas nikogo tutaj nie ma? I jak by nie było, nie dziwi zdumienie filozofów, że szkoła myślenia nie cieszy się popularnością na jaką powinno zasługiwać miejsce o tak dostojnych ambicjach – bycie szkołą myślenia. I słowo daję nawet jako absolwent tak elitarnej instytucji nie jestem pewien czy filozofia tego myślenia rzeczywiście uczy – czasem wydaje mi się, że myślę lepiej niż inni, czasem że jest zupełnie odwrotnie – ale jednego można być pewnym – cudzych myśli tam nie brakuje. No i ktoś mógłby słusznie powiedzieć, że dostęp do cudzych myśli myślenie nasze przynajmniej trenuje, i obcowanie z nimi w dobrym myśleniu może tylko pomóc. Że nawet jak człowiek do samodzielnych myśli nie dojdzie, to będzie miał już garść myśli wypróbowanych, którymi warto sobie głowę wypełnić – tymczasowo, a może i na stałe. I będzie to racja, z tym zastrzeżeniem, czy nie można tego robić w innym miejscu i z podobnym skutkiem?

Dobre myślenie, jak dobra robota, jest czymś pożądanym zawsze i wszędzie, to po prostu cnoty o zasięgu uniwersalnym. Nie dziwi wiec, że na pytanie o to kto potrzebuje filozofii, filozof z uzasadnioną przesadą odpowie, że każdy. A nawet jeśli filozofia nie jest dla wszystkich, to wydaje się, że w ten lub inny sposób filozofia jest światu po prostu potrzebna. Jakoś. Lecz chociaż różni ludzie rozmaitym hołdują mniemaniom, to wśród szerokich kół zajęcie to, uprawianie filozofii czyli, ma opinię aktywności nie tylko niezwykle zagmatwanej ale i niezbyt użytecznej. Do większości wszak rzeczy filozofii żadnej nie potrzeba. To ustrojstwo czy tamten wihajster robi się/działa zwykle tak i tak i jest to dość proste, a nie żadna tam filozofia. Jeśli w przyszłości ludzie lub komputery będą na tyle inteligentni, że wszystko wokół będzie łatwe i przyjemne, to potrzeba filozofii z pewnością zaniknie zupełnie. Ktoś złośliwy mógłby powiedzieć, że filozofią zajmują się ci, dla których codzienne sprawy to właśnie takie niemiłosiernie splątane egzystencjalne supły, i jeśli tak jest, to pierwszymi pacjentami klinik zajmujących się filozoficznym doradztwem, a raczej od-radztwem, będą pewnie sami filozofowie.

Powstaje naturalne pytanie – po co w takim razie wybierać tak dziwny kierunek? – co prowadzi do naturalnej odpowiedzi – to nie jest dobry czas na studia z filozofii. Ale nie czarujmy się – to nie jest dobry czas, żeby studia jakiekolwiek, a zwłaszcza studia humanistyczne, podejmować w ogóle. Z filozofią jest ten problem, że otwiera ona – naprawdę w to wierzę – nieświadome umysły na świat pełen możliwości, i gdy człowiek zaczyna już niemal wierzyć, że potrafi latać wśród idei zawieszonych w pleromie, zderza się go brutalnie ze ścianą spraw praktycznych i nieprzyzwoicie codziennych. Jego rozbudzone nadzieje i marzenia gasną wtedy jak płomyk na wietrze, zwykle po cichu, w oparach depresji. Okazuje się, że nikt nie chce ludziom płacić za czytanie książek, a filozof, jak albatros, potyka się tylko o własną, wypełnioną możliwościami wielką głowę.

 Nie jestem pewien czy powinno się do filozofii ludzi zachęcać, czy może wręcz przeciwnie – to zniechęcenie byłoby bardziej właściwe. Czasem wydaje mi się, że nikt tak do filozofii nie potrafi ludzi uprzedzić jak sami filozofowie. Kilka lat temu jedna z moich nauczycielek próbowała zapoznać klasę z arystotelesowską koncepcją możności i aktu – w swoim naiwnym przekonaniu, że wielkie idee należy przekazywać w sposób nieskomplikowany, jęła przewracać butelkę z wodą mineralną – butelka jest w możności, by lec na tej ławce – mówiła z nabożną czcią wobec niezmierzonych głębi starożytnych mądrości – a teraz, bach, butelka leży, leży w swym osiągniętym, zaktualizowanym akcie. Podnosiła wtedy oczy znad swego biurka, gdzie przed chwilą dokonało się aktualizacyjno-potencjalne misterium, by ujrzeć w naszych leniwie rozchylonych ustach i niewinnie rozbieganych oczach niespodziewane, ale jakże okrutne zdziwienie – to wszystko? – Pytały promienne twarze, a gdzieś z boku pękał balon z gumy do żucia – Arystoteles odkrył przewracające się butelki? Kiedyś to naprawdę łatwo było zostać uczonym!

Nie ulega wątpliwości, że studiowanie filozofii jest szkodliwe ze względów materialnych. Studiowanie filozofii jest idealne jeśli oprócz tego potrafisz robić coś jeszcze, np. programować lub grać na banjo, ale sama filozofia jest dobra tylko dla ludzi, którym obca jest koncepcja posiadania „fachu w rękach” i którzy marzą po prostu o pracy na uczelni – a że uczelnie częściej dzisiaj zwalniają pracowników, niż zatrudniają nowych... No właśnie. Nie mówię, że filozofia nie jest fajna. Jest fajna. Rozwija. Uczy. Bawi. Człowiek po filozofii wie albo przynajmniej wydaje mu się że wie, co i jak. Na filozofii miło się spędza czas czytając fajne książki i dyskutując z ciekawymi ludźmi, podobnie jak miło się spędza czas grając w Star Crafta – i w jednym i drugim przypadku robimy to jednak tylko dla siebie. Można się spierać, co przynosi więcej pożytku, lektura Nietzschego czy zabicie zerga, ale to przecież kwestia umowna, co nie?

Mimo to filozofię warto studiować z wielu powodów, ale na pewno nie z tych, którymi reklamują się zwykle sami filozofowie. Najgorszy sposób promowania filozofii to wskazywanie na znanych i lubianych, którzy w którymś momencie życia liznęli byli trochę „umiłowania mądrości”. Jednym tchem wymienia się takie tuzy intelektu jak Richard Gere, Witali Kliczko lub nasz rodzimy Palikot, zupełnie jakby bycie aktorem, bokserem czy Palikotem zależało od lektury Sartre’a, Husserla lub Heideggera. Innym razem oblepia się strony pro-filozoficzne skeczami Monty Pythona – pamiętasz ten skecz o filozofach, jak oni, no, grali w piłkę? Zabawne! I nie wiem, czy to znaczy, że filozofowie są fajni, bo to zgraja niezłych dziwaków, czy jesteśmy cool, ponieważ śmieje się z nas kultowy kabaret. Jak ktoś chce mnie przekonać, że potrafi myśleć, no to niech po prostu powie coś ciekawego.

 Humaniści drżą ze strachu przed demokratyzacją ich dziedziny, a jeśli prawdą jest, że filozofia (obok matematyki) to królowa nauk, to nie dziwmy się, że wymaga się od niej tego samego, co od innych, współczesnych europejskich monarchiń – że w zamian za państwowe dotacje obiecają dostojnie snuć się po swoim muzealnym zamku, i że nie będą zbyt często niepokoić poddanych przemyśleniami na temat tego, jak powinni żyć. Programowa niechęć niektórych filozofów do spraw pragmatycznych sprowadza się czasem do przekonania, że teoria z definicji jest nie do pogodzenia z praktycznym zastosowaniem, a przecież to nieprawda. Zamiast mydlić ludziom oczy o nauce myślenia i ośmieszać publicznym sporem o przedmiot filozofii, należy przedstawić konkretne problemy jakie rozważa się pod etykietką filozoficzności. Jeśli filozofia służy tylko filozofom, równie dobrze można ją uprawiać w wolnym czasie – jako po prostu ciekawe zajęcie – jeśli jednak jest to nauka, która mówi nam coś nowego o świecie, to i jej miejsce, podobnie jak miejsce innych nauk, jest na uniwersytecie.