poniedziałek, 10 maja 2010

Echo Hannibala Lectera

W czasach braku wskaźników moralnych, kryzysu autorytetów i oskarżeniach o homosiowatość Bolka i Lolka, zagubieni ludzie chwytają się ostatnich desek ratunku, które w takich chwilach proponuje im przemysł narkotykowy albo, znacznie częściej, tartak popkultury. W tym składowisku duchowego drewna na straży zasad od lat dzielnie stoi, wskazując konserwatywną prawdę lufą rewolweru, Clint Eastwood, a z drugiej, ciemnej strony mocy, tkwi patron kucharzy i psychopatów - Hannibal Lecter. Postać ta, wymyślona przez Thomasa Harrisa, po raz pierwszy dała o sobie znać w książce Czerwony smok, a po raz ostatni w Hannnibal. Po drugiej stronie maski, zahaczając po drodze o Milczenie owiec i Hannibala. Lecter szturmem podbił serca miłośników psychopatycznych morderców i błyskawicznie osiągnął status najczarniejszego z czarnych bohaterów, deklasując takie szwarccharaktery jak Darth Vader czy Leszek Miller. Niestety, nie wystarczy zjeść wątrobę pracownika GUSu, popijając ją wyśmienitym chanti, by poczuć się jak doktor Lecter. Do tego przydałaby się również fizjonomia Anthonego Hopkinsa i odrobina litewskiego akcentu.

Nietrudno zrozumieć fenomen popularności seryjnych zabójców. Oto ludzie, którzy w swoim szaleństwie sądzą, że potworności, których się dopuszczają, usprawiedliwia przyświecająca im idea. Nie można przejść obojętnie obok tak spektakularnego zła. Jedni, jak historia Teda Bundiego, uderzają w romantyczne gusta - wszak facet mordował kobiety, które przypominały mu jego dawną ukochaną. Ted Kaczyński, alias Unabomber, wykształcony gość z anty-scjentystycznym przesłaniem, może budzić pokręcony podziw u pokręconych ekologów i alterglobalistów. Szaleństwo kusi i przyciąga, o czym świadczyła również fanatyczna gromadka Charlesa Mansona czy Jima Jonesa. Fikcyjny tytułowy "psychol", ze wspomnianego Czerwonego smoka, w którego złapaniu pomagał FBI doktor Lecter, miał dla odmiany pokręcone dzieciństwo, a katalizatorem jego przemiany w mordującego rodziny potwora był obraz Williama Blake'a - Wielki Czerwony smok i kobieta odziana w Słońce. Obraz ten, odwołujący się do Apokalipsy świętego Jana, jest jedną z wielu inspiracji tą poruszającą wyobraźnię biblijną historią.

Jednym z najpojemniejszych magazynów internetowych memów jest oczywiście youtube, na którym ostatnio natknąłem się na wykłady księdza Piotra Natanka. W owych wykładach ów ksiądz, posiadający notabene tytuł doktora habilitowanego z historii, odwołuje się do swoich historycznych kompetencji, aby dokonać analizy Objawienia świętego Jana. Dla księdza Natanka jest faktem oczywistym, że czerwony smok i czarna pantera, pojawiające się w tym tekście, są ostrzeżeniem przed ateistycznym (i, a jakże, czerwonym) komunizmem oraz masonerią. Źródła wszelkiego zła, jakiego doświadczają ludzie, są więc wskazane z precyzją godną, nie wiem, czegoś bardzo precyzyjnego. Między Bogiem a prawdę, muszę się przyznać, że i ja od dłuższego czasu mam własną interpretację Apokalipsy - sądzę, że czerwonym smokiem jest nauczycielka, która uczyła mnie polskiego w podstawówce. Ta wredna polonistka może być kimś, przed kim mógłby ostrzegać nas prorok dwa tysiące lat temu... Natomiast wracając do Piotra Natanka, to jeśli chodzi o antidotum na tę niefajną sytuację (komunizm, masoni, sataniści w Kościele itp), ksiądz i tutaj udziela jednoznacznej odpowiedzi: należy koronować Jezusa na króla Polski. Skąd wiadomo, że intronizacja jest właśnie tym, czego Jezus pragnie od Polaków? Z pomocą przychodzi pani Mirosława Kordas z Łomży.

Pani Mirosława Kordas z Łomży twierdzi, że Jezus przemawia do niej z ekranu komputera. Na swojej stronie internetowej Echo Chrystusa Króla publikuje orędzia Jezusa do narodu, te zarówno doniosłe i poważne, jak na przykład domaganie się koronowania Go na króla Polski pod groźbą zniszczenia nieposłusznego narodu, które będzie wyglądało niemal tak jak w filmie 2012, po te prozaiczne, jak zawartość strony internetowej czy domowe sposoby leczenia grypy (Jezus radzi, żeby leczyć ją czosnkiem). Wszystko sygnowane słowem Pana. Internauci mogą zadawać Jezusowi swoje własne pytania, a Jego odpowiedzi pani Mirosława umieszcza na stronie. Proste. Czy Jezus surfujący po necie, ściągający filmy o końcu świata albo włamujący się ludziom do kompów, aby im oznajmić (matrix has you) Jego wolę, kłóci się jakoś z wizerunkiem Jezusa utrwalonym w Biblii? Follow the white rabbit...

Tak więc w czasach gdy koniec świata jest bliski - pewien ksiądz napisał nawet dokładną datę na tablicy podczas lekcji religii - nie będzie to jeszcze dzisiaj, ale już niedługo - do głosu dopuszczane są najskrajniejsze opinie. No ale z drugiej strony w momencie gdy ludzie kontaktują się z Jezusem przez internet albo doszukują się w trzęsieniu ziemi na Haiti lub w wybuchu wulkanu na Islandii wyrazu gniewu Boga, który może załagodzić jedynie oficjalna, państwowa koronacja Jego syna, spektrum intelektualne wbrew obawom alterglobalistów nie podlega mcdonaldyzacji - na przykład mnie osobiście wciąż zaskakują egzotyczne (przynajmniej z mojej perspektywy) ścieżki, którymi spacerują myśli niektórych osób. Najgorsze, że konsekwencje oddawania się takim obłędnym pomysłom najczęściej dotyczą postronnych. W końcu fascynacja postacią Hannibala, dopadając autora niniejszych słów, w szczególny sposób odbiła się na imieniu jego biednego piesia, który od siedmiu lat dzielnie znosi nawoływania niesione echem przez miasto: Lecter, do nogi!