piątek, 26 listopada 2010

Tylko dla mądrych

Jestem taki mądry! - wzdycham do swojego ego za każdym razem gdy telewizja skusi mnie na jakiś film, który jest tylko dla mądrych. Incepcja! Obejrzyj ten zagmatwany (ale mądry!) film i sprawdź czy coś z niego zrozumiesz! Oto film, na którym trzeba trochę pomyśleć - czytam zachęty w różnorakich recenzjach internetowych (bo o wszystkim czytam tylko w internecie). Dobra! Sen w śnie, w śnie, w śnie... I Leonardo DiCaprio, kartezjański memetyk, bije się sam ze sobą i z demonami przeszłości. I te wybuchy! I ta epicka muza! Tuduuuuu! Aż dostałem zadyszki od tych wszystkich wykrzykników.

Teraz należałoby się spodziewać, że skoro ironicznie opisałem jakiś popularny film, to za chwilę będę piał peany na cześć Kieślowskiego. A nie. Gdy wiele lat temu przez wiele długich miesięcy w tzw. mini ratkach oglądałem Podwójne życie Weroniki, doszedłem do wniosku, że nie nadaję się na gorliwego wyznawcę twórcy Dekalogu. Ktoś powie - oj, no bo to Podwójne życie Weroniki to faktycznie, no nie za bardzo, tylko te cycki Irène Jacob trzymają jeszcze poziom. No ok, no ok, ale ja przysypiałem nawet na Niebieskim, gdzie tragedia, radzenie sobie z tragedią, Preisner itd. Nic. Wszystko blednie przy scenie śmierci Optimusa Prime w ostatniej części Transformersów. Jak to wytłumaczyć?

Telewizyjne pranie mózgu. Kultura instant, ktoś powie. Może zbyt długo wychowywał mnie w dzieciństwie Generał Daimos i Tsubasa Oozora, żebym mógł wytrzymać długie, liryczne ujęcia wypełnione wstrząsającą muzą. Być może po prostu ja chcę od razu, szybko, bez wysiłku - instant. Zalać gorącą wodą i się wzruszyć - huxleyowska soma naszych czasów. To by miało nawet sens, gdyby nie fakt, że mnie to w ogóle nie dotyczy. Po prostu. Nikt się nie przyzna, że ktoś/coś mu wyprał mózg. Sorry Gregory, porzucam ten akapit bez rozstrzygnięcia.

Bergman! Bergman robił filmy dla inteligentnych. O Bergmanie pisze się prace magisterskie na wydziałach filozofii. A ja nawet widziałem dwa i jedną dziesiątą filmów Bergmana - Personę, Tam, gdzie rosną poziomki i Fanny i Aleksander (jedną dziesiątą tego ostatniego - miałem problem z synchronizacją napisów i póki co zostawiłem tę filmową "klasę samą w sobie" w jakimś zakurzonym folderze na dnie twardego dysku). Ale ten Bergman! No bez bicia powiem, że może być. W Personie ciekawa była historia, natomiast metaforyczne wstawki ustawicznie działają mi na nerwy - po prostu nie cierpię tych metaforycznych, metafizycznych wstawek w filmach! Ale historia była ok i nawet wymsknęło mi się "och!" gdy pielęgniarka przeczytała tamten znamienny list. Autentycznie się przejąłem! A Tam, gdzie rosną poziomki? Prosta historia - i to stanowi o magii kina.

Co jakiś czas spotykam kogoś, kto mówi mi, że np film Fahrenheit 90-210 (czy jakoś tak) to mądry film, bo strażacy palą tam książki (schowane wcześniej w telewizorze). A dla mnie to nachalne moralizatorstwo (mówię "dla mnie", więc nie muszę już tego dalej uzasadniać). W Niebieskim kobieta traci w wypadku samochodowym rodzinę i próbuje się uporać z traumą i wszyscy są poruszeni. No dobra, tylko czasem sobie myślę, że przedstawianie wymyślonych, tragicznych zdarzeń to zawsze pójście na łatwiznę - każdy się tym przejmie. I gdyby tylko Kieślowski nie był tak nadęcie poważny w swoich filmach! Tam nawet dowcipy są smutne. Natomiast żeby wycisnąć emocje z prostej historii... To umiejętność, którą posiedli bracia Cohen. I trochę Bergman. A skoro twórcy amerykańskich filmów zaczęli nagle zbijać kasę na pragnieniu posiadania mózgu... Bla, bla, bla, pimps don't cry, bitch.