piątek, 7 maja 2010

Generacja podniet

W filmie The Book of Eli główny bohater wędruje przez post-apokaliptyczny świat strzegąc tytułowej księgi, którą jest Biblia. W świecie przyszłości ostało się niewiele jej egzemplarzy, ponieważ wyniszczona wojnami ludzkość uznawszy, że Pismo jest odpowiedzialne za większość ich cierpień, postanowiła pozbyć się tych świętych tekstów na amen. Okazuje się jednak, że ci, którzy przetrwali zagładę, dochodzą do starego jak świat wniosku, iż wiara w Boga może być doskonałym narzędziem aby otumanić i podporządkować sobie zagubione owieczki. U progu końca świata rozpoczyna się więc desperackie poszukiwanie religii... Myśmy szczęście wynaleźli - mówią ostatni ludzie i mrużą oczy. Tako rzecze Zaratustra.

Gdy przychodzi nam wysłuchać jakiejś pogadanki na temat szczęścia, możemy ze sporym prawdopodobieństwem przypuszczać, że na wstępie prelegent odwoła się do Władysława Tatarkiewicza. Ów filozof, znany przede wszystkim jako autor bestsellera filozoficznego - trzytomowej Historii filozofii, napisał dość opasłą książkę o jednoznacznym tytule - O szczęściu. Tatarkiewicz wymienił w niej cztery rodzaje rozumienia szczęścia. Jego zdaniem szczęście można pojmować jako (1) uśmiech losu w postaci na przykład wygranej na loterii, (2) przyjemne uczucie doznawane w danej chwili, (3) eudajmonizm, czyli absolutne szczęście do którego powinno się dążyć (najczęściej utożsamiane z Bogiem) oraz (4) zadowolenie z całości życia. Zdaniem Tatarkiewicza, rozumienie szczęścia w tym czwartym rodzaju, jako egzystencjalnej satysfakcji, jest najpełniejszym uchwyceniem jego istoty.

Jak pokazuje jednak praktyka, w poszukiwaniu szczęścia najczęściej przeszkadza fakt istnienia innych potencjalnych poszukiwaczy szczęśliwości. Aby nieco uporządkować tą/tę sytuację klasyczni etycy, korzystając obficie z myśli Arystotelesa, proponują podział dóbr na (1) przyjemnościowe, (2) użyteczne i (3) godziwe, przy czym oczywiście to dobra godziwe są najgodziwsze. Kto stawia dobra niższe nad wyższe czy lewsze nad prawsze ten zasługuje na odsądzanie od czci i wiary, cokolwiek to znaczy. Zwolennicy metafizycznej koncepcji moralności upatrują pochodzenia wszelkich wartości z jakiegoś absolutnego źródła, które koniec końców okazuje się być Bogiem. W tej sytuacji zapisane w świętych pismach wytyczne, jak należy żyć, nie podlegają dyskusji, gdyż to mogłoby strącić ich dostojny absolutyzm w czeluście umowy społecznej, czyli potencjonalnie degenerującego wszystko relatywizmu. Wydaje mi się czasem, że owi metafizyczni pieniacze zapominają o tym, iż chociaż mówienie o istnieniu absolutu może brzmieć pokrzepiająco, to jednak dyrektywy do praktycznego zastosowania, emanującego z tego absolutnego źródła, zanim dotrą do naszych mózgowych odbiorników, podlegają po drodze licznym zakłóceniom. A mówiąc o zakłóceniach, mam na myśli zakłócenia.

Moim zdaniem nie możemy mówić o absolutnej moralności, bo nigdy nie mamy bezpośredniego dostępu do absolutnego prawodawcy - jesteśmy skazani na interpretację, którą co niektórzy próbują wzmocnić pozorną "obiektywnością". Jeśli to co napisałem zabrzmiało dość mętnie, to powołam się na Gombrowicza, który zaprzeczając absolutnym roszczeniom wszelkiej etyki, pisał w Dziennikach, że w jego odczuciu moralność jest "ziarnista" - jesteśmy skazani na wybiórczość. Zostawmy przykład z piekącymi się w Słońcu żuczkami na plaży i zamiast tego wyobraźmy sobie morze, w którym jednocześnie topi się milion topielców - ilu zdołamy uratować, zanim powiemy sobie: "dość, przepraszam, zmęczyłem się - wracam do domu"? I jak wyjaśnić temu ostatniemu nieuratowanemu topielcowi, że to on jest właśnie tym ostatnim, nieuratowanym? Nietzsche powiadał, że każdy ma taką moralność, jaka jest mu do życia potrzebna. Ziarnistość, ziarnistość...

Na marginesie, opis reklamujący The Book of Eli informuje, że owa księga zawiera wiedzę, jak ocalić ludzkość, chociaż w samym filmie nie ma o tym mowy. Boecjusz w swoim najgłośniejszym dziele, O pocieszeniu jakie daje filozofia, źródeł tytułowego pocieszenia upatrywał w bożej Opatrzności, która zapewnia w świecie rozumny ład. Hindusi mają prawo karmana - każdy twój dobry uczynek okrąża Ziemię i pac, klepie cię w plecy. Jednak chociaż każdy człowiek pragnie szczęścia, to nie każdy będzie szczęśliwy. Zabrzmiało ponuro? Na szczęście szczęście można podobno dostać w Kalifornii.